PrześladowaniaRóżne

Najbardziej prześladowani – Tomasz P. Terlikowski

Przykład rosnącej przemocy wobec chrześcijan: płonący kościół (styczeń 2019 r.)

Spośród jedenastu krajów, w których wciąż trwają krwawe i okrutne prześladowania chrześcijan, większość stanowią kraje islamskie. Ale nie tylko, bo wśród nich znajdziemy także Indie czy komunistyczną Koreę Północną. Co pokazują nam badania Open Doors i przygotowywany przez tę organizację wskaźnik prześladowań chrześcijan? Czy najnowsze dane dają jakąś nadzieję?

Na pierwszy rzut oka kraje prześladujące chrześcijan niewiele łączy. Są wśród nich państwa od dawna upadłe, takie, w których nie funkcjonuje już niemal nic. Militarne bojówki rządzą wszystkim, brakuje podstawowych produktów, a ludzie – niezależnie od wyznania – walczą o przeżycie. Tak jest choćby w Somalii czy Erytrei. Z kolei Iran to, jeśli pominąć trwające tam obecnie protesty etnicznych mniejszości i młodzieży, państwo – wbrew wieloletnim sankcjom – sprawnie funkcjonujące i potrafiące zatroszczyć się o przestrzenie bezpieczeństwa. Instrumenty państwowe funkcjonują tam skutecznie, a przemoc i prześladowania chrześcijan związane są już zupełnie wprost z szyickim islamem i wizją cywilizacyjną państwa, w której – nawet wbrew pewnym interpretacjom szariatu – nie ma miejsca dla wyznawców Chrystusa. Jeśli ktoś sądzi, że taki model polityki prezentują wyłącznie kraje muzułmańskie, to rzut oka na ranking prześladowań opracowany przez Open Doors natychmiast wyprowadzi go z błędu. Znajdziemy w nim bowiem także kraje, które same siebie przedstawiają jako „wzorcowe demokracje”. Indie, bo o nich mowa, z agresywnego, silne antychrześcijańskiego hinduizmu uczyniły element organizujący zbiorowe emocje w polityce partii rządzącej. Hindutva stała się populistycznym narzędziem ułatwiającym sprawowanie władzy. Ten obraz byłby jednak niepełny, gdyby nie przypomnieć, że na tej liście są także kraje, które z chrześcijaństwem walczą albo z pozycji ideowego, wojującego ateizmu (jak Korea Północna, Wietnam, i do pewnego stopnia Chiny), albo dlatego, że chrześcijańska idea godności i wolności osoby ludzkiej wchodzi w drogę totalitarnym czy autorytarnym aspiracjom tamtejszych władców (to przypadek Chin, ale także Wenezueli czy Nikaragui).

Cyfrowa kontrola chrześcijan

Chiny, choć nie znajdują się w pierwszej dziesiątce państw najbardziej prześladujących chrześcijan, są liderem, jeśli chodzi o budowę cyfrowego systemu pełnej „kontroli myśli i działania” mieszkających w tym kraju ludzi. Aplikacje śledzące, które wprowadzono w czasie pandemii COVID-19, a także postępująca kontrola życia społecznego związana z tą chorobą (w kraju tym dochodziło na przykład do sytuacji, w których drzwi bloku objętego kwarantanną były spawane, by nikt nie mógł wejść do środka, ani wyjść na zewnątrz), nie zostały wycofane po ustaniu pandemii, tylko nadal służą kontroli społeczeństwa. Hauwei, chiński potentat na rynku on line, nie ukrywa nawet, że dane zbierane od użytkowników internetu są przekazywane do służb specjalnych, a wiele chińskich aplikacji służy nie tylko zabawie, ale przede wszystkim kontroli. Ofiarą tych metod często padają także chrześcijanie.

Jest faktem, że gdy ten rynek zaczął się rozwijać, a chińskie władze wprowadzały kolejne ograniczenia w głoszeniu kazań (trzeba je było przedstawiać do kontroli), zamykać kościoły i zbory, a także aresztować księży i pastorów, część z misji przeniosła się do internetu. Kaznodzieje zaczęli korzystać z krótkich i niepodlegających pewnym ograniczeniom form kontaktu przez media i aplikacje społecznościowe, a inne zaczęły służyć do budowania sieci eklezjalnych. Ten czas dobiega jednak końca. Chińskie władze nie tylko zakazują wychowywania dzieci po chrześcijańsku, nie tylko zamykają, a niekiedy burzą kolejne kościoły, ale też wykorzystują media społecznościowe i związane z nimi aplikacje do ścisłej kontroli nie tylko działania, ale i myślenia ludzi. Orwell po raz kolejny okazał się prorokiem.

Dlaczego to właśnie chrześcijanie stali się istotnym obiektem takiej inwigilacji? Chińskie władze, których celem jest zbudowanie narodowego, tradycyjnego chińskiego komunizmu, opartego w równym stopniu zarówno na patriarchalnym modelu konfucjańskim, jak i na komunistycznych antyindywidualistycznych ideach, postrzegają Zachód jako istotnego przeciwnika. A chrześcijaństwo i chrześcijanie są przez nie traktowani właśnie jako przedstawiciele, a niekiedy nawet agenci sił zachodnich. W przypadku Kościoła katolickiego dodatkowym problemem ma być, zdaniem chińskich komunistów, fakt, że „władze” tej wspólnoty znajdują się poza Chinami. Rozmaite nurty protestantyzmu oskarża się zaś o „amerykański imperializm” czy promowanie wartości sprzecznych z tradycyjną kulturą chińską.

Tego typu działanie wynika także z faktu, że chińskie władze budują koalicję na rzecz zmiany rozumienia praw człowieka, ograniczenia ich, pozbawienia elementu wolności sumienia czy wyznania, prawa do samostanowienia. I nie ma co ukrywać, że wiele państw świata chętnie przyłącza się do tej krucjaty przeciwko „wartościom zachodnim”, wolności sumienia czy indywidualizmowi. Podobną drogą, wspierane zresztą niekiedy przez Chiny w przestrzeni międzynarodowej, idą tak odmienne kraje jak Sri Lanka, Mjanma, Malezja, Azerbejdżan, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan, Uzbekistan i oczywiście Rosja. Jeśli uważnie przyjrzymy się Bliskiemu Wschodowi czy Afryce Północnej, to i tam dostrzeżemy podobne zjawiska. Swoistym paradoksem jest także to, że po narzędzia kontroli wzorowane na chińskich chętnie sięgają także satrapowie z krajów latynoskich (choćby na Kubie, w Wenezueli i Nikaragui). Dlaczego w tych tradycyjnie chrześcijańskich krajach dyktatury prześladują chrześcijan? Odpowiedź jest prosta. Reżimy nie są w stanie zaakceptować wolnościowych apeli przywódców religijnych, nie odpowiada im chrześcijański z ducha język praw człowieka, a gdy chrześcijanie nie chcą wspierać partii władzy, określani są mianem „wichrzycieli”, „zakłócaczy pokoju”, a nawet „terrorystów”. W wielu krajach (oczywiście także w Chinach) chrześcijanom grozi aresztowanie, wyburzanie budynków kościelnych i utrata prawa do oficjalnej działalności.

Zanikający Kościół i zwiększona kontrola

Pandemia COVID-19, ale także wzmacnianie nowych reżimów pogarsza sytuację chrześcijan także w krajach arabskich, a szerzej muzułmańskich. W Arabii Saudyjskiej wprowadzone przepisy antyterrorystyczne sprawiają, że zakazana staje się jakakolwiek krytyka władzy, a jeśli płynie ona ze strony chrześcijan (szczególnie tych, którzy dokonali konwersji z islamu), to traktowana jest ona jako zbrodnia stanu. W wielu krajach arabskich służba bezpieczeństwa zakazuje kontaktów z innymi chrześcijanami, ewangelizacją, a karą za tego typu działania mogą być nie tylko aresztowania (choćby w Tunezji i Maroku), ale też tortury (w Egipcie). Nadal – choć często jest to raczej prawo zwyczajowe, ale nie mniej egzekwowane – jest obowiązek „honorowego zabójstwa”, jakie ciąży na rodzinie osoby, które przeszła na islam. To nadal dzieje się w Iraku. Nie brak także nacisków oficjalnych. W Algierii rząd nie tylko nakazał zamknięcie kilku kościołów, ale także skazał kilkoro liderów chrześcijańskich na deportację lub więzienie. Władze tego kraju coraz częściej wykorzystują przepisy mające na celu zwalczanie terroryzmu czy prania brudnych pieniędzy, by atakować Kościoły i poszczególnych chrześcijan.

Te zjawiska, w połączeniu z gigantycznym kryzysem politycznym i ekonomicznym na Bliskim Wschodzie (obejmującym przede wszystkim Liban, Syrię, Irak i Jordanię), prowadzą do tego, że liczba chrześcijan w tych krajach nieustannie się kurczy. Zwierzchnicy libańskich Kościołów od dawna ostrzegają, ze jeśli nic się nie zmieni, to wyznawcy Chrystusa mogą ostatecznie zniknąć z terenów, gdzie Kościół powstawał. A powodem jest nie tylko bezpośrednia przemoc (której poziom nieco po latach działania ISIS spadł), ale także dyskryminacja na rynku pracy, uniemożliwianie edukacji czy zastraszanie. Wszystko to skłania coraz większą liczbę chrześcijan z tych regionów do migracji.

Dżihad, bieda i bezdomność

Dramatycznie pogarsza się także sytuacja chrześcijan w Afryce subsaharyjskiej. Dlaczego? Odpowiedzi trzeba szukać w złożonych procesach, jakie dotykają ten region świata. Globalne ocieplenie sprawia, że brak wody i możliwości przeżycia wypędzają miliony ludzi z dotychczasowych miejsc ich życia. Migracje, spory o ziemię, próby ucieczki nie tylko wzmacniają ruchy radykalne, w tym oferujący proste rozwiązania ruch dżihadystowski, ale też zdecydowanie osłabiają państwa, z których część staje się realnie „państwami upadłymi”, a inne nie są w stanie brać w obronę własnych obywateli. W jeszcze innych władzę przejmują radykałowie, dla których walki międzyreligijne stają się istotnym elementem utrzymania władzy i kontrolowania emocji społecznych. Na te wcześniejsze zjawiska – ocieplenie klimatu, dżihadyzm, rozpad państw – nakłada się jeszcze kryzys żywnościowy i energetyczny wywołany przez Rosję wojną w Ukrainie.

Chrześcijanie znoszą wszystkie te problemy na równi z innymi mieszkańcami tych ziem, zarówno wyznawcami islamu, jak i wyznawcami religii tradycyjnych. Ich sytuację pogarsza jednak fakt, że dżihadyści często wypędzają ich z miejsc zamieszkania, zmuszają do przemieszczania się do obozów uchodźców, a także odbierają możliwość spokojnego życia. Porwania uczennic szkół w Nigerii dla okupu, sprzedawanie ich do domów publicznych (jeśli nie uda się uzyskać okupu), oferowanie ich na „żony” terrorystom – to wszytko jest normą, a nie wyjątkiem w Afryce subsaharyjskiej, i to nawet w krajach, które – tak jak Nigeria – uchodzą za relatywnie spokojne. Gwałt, przemoc seksualna to istotne elementy niszczenia chrześcijan. Chrześcijańscy chłopcy często przymusowo są wcielani do bojówek, także dźihahdystowskich. W ten sposób odbiera im się ich własną religię i zmusza do uczestniczenia w zbrodniach często przeciwko własnym rodzinom.

W państwach, w których władzę przejęły już reżimy islamskie, także nakłada się na chrześcijan systemowe ograniczenia. Wielu z nich ma zablokowany dostęp do studiów, ograniczone możliwości edukacji, a gdy wchodzą w przestrzeń społeczną, są zastraszani i wykluczani. W części z krajów afrykańskich – choćby w Sudanie – na kwestie religijne nakłada się jeszcze zwyczajny rasizm. Arabowie (a konkretniej osoby pochodzące z rodzin arabskich) traktują Afrykańczyków (także wyznawców islamu) jako gorszych i podległych swojej władzy. Choć niewolnictwo formalnie już tam nie istnieje, to nadal w głębi kraju, podobnie jak w innych częściach subsaharyjskiej Afryki, można kupić niewolnika. Częściej dziewczynkę niż chłopca, i zazwyczaj – nie ma co ukrywać – chrześcijankę.

Istotnym, nowym problemem jest obecność na terenach Libii, Republiki Środkowoafrykańskiej, Mali czy Mozambiku wspieranej przez Kreml Grupy Wagnera. Rosyjscy najemnicy, choć formalnie mają wspierać procesy pokojowe, w istocie przynoszą na te ziemie jeszcze większą przemoc. „Poziomem agresji rosyjscy najemnicy przekraczają obecnie przemoc sił państwowych, grup rebeliantów lub powstańców islamskich” – donosił w sierpniu „The New York Times”. Chrześcijanie na tych terenach są tak bardzo zastraszeni, że obawiają się przekazywać bardziej szczegółowe informacje dotyczące tych problemów. Agresja i przemoc związane są także z działaniem grup przestępczych w Afryce Zachodniej. Ich celem jest nie tylko handel i przemyt ludzi, nielegalne polowania, ale i handel narkotykami, a ofiarami ich działań są często protestujący przeciwko przemocy i złu duchowni i liderzy chrześcijańscy. Ich, często wraz z rodzinami, morduje się w okrutny sposób. Niekiedy – co z europejskiej perspektywy może zaskakiwać – są oni także ofiarami agresji organizowanej przez globalne korporacje czy firmy zachodnie, które korzystają z chaosu politycznego i przemocy, by spokojnie zajmować się wywożeniem z Afryki (za możliwie najmniejszą cenę, co oznacza eksploatację pracowników) minerałów rzadkich i zasobów naturalnych.

Znaki upadku, znaki nadziei

Jeśli coś może być zaskoczeniem, gdy spogląda się na ranking Open Doors, to obecność wśród pięćdziesięciu krajów najbardziej prześladujących chrześcijan aż czterech krajów z Ameryki Łacińskiej (z czego część to kraje tradycyjnie i nadal katolickie). Mowa o Nikaragui, Kolumbii, Kubie i Meksyku. Istotnym faktorem jest także to, że to właśnie w części z tych krajów wzrost przemocy przeciwko chrześcijanom następuje najszybciej. Z czego oto wynika? W Nikaragui przede wszystkim z polityki. Kościół jest postrzegany przed władzę prezydenta Ortegi jako istotny element opozycji, a liderzy religijni za przywódców sprzeciwu wobec reżimu. To dlatego masowo zamyka się nie tylko chrześcijańskie stacje telewizyjne, uniwersytety religijne, ale także niszczy się miejsca kultu czy wydala duchownych i świeckich liderów. Wszystko to, by wzmocnić reżim i osłabić jakikolwiek – motywowany prawami człowieka – opór wobec niego.

Jeśli zaś przyjrzeć się Meksykowi i Kolumbii (Kuba jest osobnym tematem, bo tam prześladowania chrześcijan wynikają z komunistycznej ideologii), to okaże się, że u podstaw przemocy antychrześcijańskiej leżą układy przestępcze. Najniebezpieczniej jest tam, gdzie państwa w istocie wycofały się z pełnienia swoich obowiązków, a władzę sprawują zorganizowane grupy przestępcze (w tym kartele narkotykowe). Dla nich wspólnoty chrześcijańskie są nie tylko ideologicznym znakiem sprzeciwu (bo zarówno księża, jak i pastorzy często ostro krytykują ich działania), ale także konkurencją. To w Kościołach różnych wyznań młodzież może zdobywać wykształcenie (a to pozwala im wyrwać się spod kontroli karteli), tam może szukać wsparcia finansowego (jak wyżej), i wreszcie tam można znaleźć wsparcie, gdy chce się zerwać z systemem opresji. Głos Ewangelii przywraca także wiarę w to, że może być inaczej, a to także sprawia, że wielu z najbardziej aktywnych społecznie księży, kaznodziejów czy chrześcijan świeckich jest prześladowanych, a niekiedy wręcz mordowanych. Życie zgodnie z wiarą stało się powodem, dla którego chrześcijanie są zmuszani do ucieczki ze swoich społeczności, a czasem z kraju.

W badaniach Open Doors można znaleźć także znaki nadziei. Może niewielkie, ale konkretne dowody na to, że może być lepiej. Nie, nie od razu tak, że chrześcijanie uzyskają pełną wolność, ale że pozwoli im się na jakąkolwiek działalność. Taki proces zachodzi choćby w Bahrajnie czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W krajach tych wprowadzono zapisy pozwalające na nieco większą swobodę chrześcijan. Zmiany te odbywają się pod sztandarem umiarkowanego islamu, którego wzmocnieniem miała być także pielgrzymka papieża Franciszka do Bahrajnu. W Egipcie czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich to łagodzenie nacisku związane jest także z próbami wyeliminowania lub ograniczenia niechętnych także władzom tych państw elementów skrajnych. I na tym korzystają chrześcijanie. Czy będzie to zjawisko długotrwałe? Trudno na razie rozstrzygać. Tak naprawdę najbliższe lata pokażą, na ile faktycznie ta nadzieja jest uzasadniona.

Autor: Tomasz P. Terlikowski

pokaż więcej

Podobne wiadomości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button