Świadectwa

Świadectwo: Całe moje życie było jednym wielkim poszukiwaniem

Całe moje życie było jednym wielkim poszukiwaniem. Szukałem autorytetu, lokując swoje serce wszędzie tylko nie tam, gdzie trzeba. Patrzyłem na ludzi, czerpiąc od nich wzorce i idąc za ich ideami. Chyba nie muszę mówić, czym to się kończyło… Na szczęście mój kochany Jezus jest cierpliwy. Jestem pewny, że dzięki Jego cierpliwości żyję.

Urodziłem się 32 lata temu w niewielkiej miejscowości na Mazurach. Jestem najstarszy; mam jeszcze siostrę 3 lata młodszą ode mnie i brata, który ma 18 lat.

Moja rodzina była normalna. Mama od mojego urodzenia poświęciła się wychowywaniu dzieci, natomiast tata robił co mógł, aby zapewnić nam godne bytowanie. Wiem, że i mama i tata bardzo nas kochali. Całe swoje życie poświęcili aby nas wychowywać. Mogę spokojnie powiedzieć, że miałem spokojne i szczęśliwe dzieciństwo… Tatko oczywiście za kołnierz nie wylewał. Kiedy była okazja, lubił sobie wypić. Różnie bywało kiedy był pijany, ale nigdy nad nami się nie znęcał. Pił okazyjnie ale nie nałogowo. Taki „typowy Polak”, można by rzec. Gorzej było w domu z tytoniem.
Obydwoje rodziców paliło bardzo dużo. Raczej nie zwracali uwagi na to, czy nam się to podoba, czy też nie. Palili i już! Ja również zacząłem podpalać bardzo wcześnie. Pierwszego papierosa ukradłem tacie kiedy miałem 9 lat chyba… Dostałem za to straszne lanie. Niewiele myśląc pobiegłem z tym papierosem do lasu i odpaliłem go w krzakach…. jałowca! Prawie cały las spaliłem! Ambaras był straszny, pamiętam; ale i tak nie dało mi to nauczki. W niedługim czasie wróciłem do popalania. To był pierwszy nałóg o który się otarłem.

Jeżeli chodzi o szkołę, to byłem jednym z najlepszych uczniów w swojej klasie. Bardzo lubiłem czytać i uczyć się. Oczywiście bardzo szybko otrzymałem miano kujona i maminsynka. Łączyło się to oczywiście z życiem na marginesie, z wyzwiskami i biciem. Wiele razy dostałem od tak zwanych kolegów po głowie. Pierwsze lata mojej nauki w podstawówce były więc dla mnie dosyć bolesne. Odbiłem to sobie zresztą, w późniejszych latach. Zemściłem się na każdym, kto się nade mną znęcał. Tak jakbym miał dwie natury.. Z jednej strony jeden z najzdolniejszych uczniów swojego rocznika, z drugiej- zakapior, że strach myśleć.

Od najmłodszych lat kochałem muzykę. Bardzo pociągały mnie instrumenty, zwłaszcza gitara. Moim marzeniem było mieć własną gitarę, na której będę grał. Na początku rodzice traktowali mnie dość z lekka; pomysłów wszak miałem wiele, i to rozmaitych.. Jednak tym razem byłem wyjątkowo uparty. Po jakimś czasie udało mi się wyprosić kupno instrumentu, na bazarze, od Rosjan, ma się rozumieć! Pamiętam nawet ile kosztowała moja pierwsza gitara. Pamiętam też słowa mamy. Powiedziała, że jeżeli się okaże, że wydała tyle kasy na próżno, to rozbije mi tą gitarę na głowie. Obiecałem wtedy, że nauczę się grać. Obiecałem to sobie, nie mamie.

Do spełniania obietnicy zabrałem się z niebywałą dla mnie wytrwałością i skrupulatnością, wprawiając rodziców w zdumienie. Miałem wtedy może 12 lat. Pokochałem muzykę. To było coś na czym naprawdę bardzo mi zależało. Chciałem grać, marzyłem o tym. I nauczyłem się. W wieku 13 lat, grałem już w szkolnym zespole muzycznym. Chyba szło mi nieźle, ponieważ nauczyciel był bardzo zadowolony z moich postępów. Byłem szczęśliwy; nawet złagodniałem i nie biłem się tak często, jak wcześniej. Stałem się bardziej przystępny. Alkohol i papierosy towarzyszyły mi dość często, przy okazji licznych imprez, gdzie zapraszano mnie z gitarką. Oczywiście, byłem tam gościem specjalnym, więc o picie i palenie martwić się nie musiałem. Doszły w tym czasie też pewne doświadczenia seksualne. I tak pędziłem ku dorosłości na oślep, nie zdając sobie sprawy, że jestem jeszcze dzieckiem i za wcześnie na te rzeczy u mnie. Wtedy po prostu dobrze się bawiłem.
To się wtedy liczyło, i już.

Wraz z tym jak moje umiejętności rozwijały się, nawiązałem kontakty z zespołami z naszego miasta. W tamtych czasach kwitło tzw. podziemie. Wydawaliśmy małonakładowe płytki, z okładkami ksero, nagrywane starymi magnetofonami. Pisaliśmy z zespołami z innych miast. Wszystko osadzone oczywiście w ostrej punk rockowej atmosferze, spływającej tanim winem i zadymionej marihuaną. W wieku 14 lat zapaliłem pierwszego jointa. Na koncercie, oczywiście.
Graliśmy z kapelą na takim lokalnym przeglądzie muzyki rockowej. Ipmreza lokalna, ale ludzi wbród. Każdy coś przywiózł ze sobą. Po dwóch godzinach koncertu, zanim zaczęliśmy grać, wszyscy byli już nawaleni jak smoki. Praktycznie każdy koncert wyglądał podobnie; tylko ilość i różnorodność używek i doznań nieco się zmieniały. Bohema żyła pełnią życia!!! A ja między nimi, dość już wtedy znany w tym środowisku. Niestety wówczas miałem dość specyficzne poglądy na świat i rzeczywistość. Moim autorytetem stał się… Adolf Hitler. „ Mein Kampf ” była dla mnie wyznacznikiem, była czymś wyjątkowym. Przeczytałem ją chyba ze cztery razy.

Bardzo imponowała mi ideologia nazizmu; ludobójstwo, uważałem wtedy, jest po prostu częścią formowania się nowej historii. Miałem wtedy zdanie, że każda historia pisana jest krwią ofiar. Dla mnie liczyła się potęga Rzeszy. Nienawidziłem Żydów, Cyganów, Rosjan. Uważałem, że jestem bardziej rozwinięty od nich, i to daje mi prawo do poniżania ich, najlepiej publicznie. Robiliśmy sobie liczne wypady na bazar, gdzie Rosjan, Cyganów, i Rumunów było pełno. Tego okresu wstydzę się bardzo. Uważałem się za rasę wyższą, a zachowywałem się jak barbarzyńca. Na szczęście, i dzięki Bożej interwencji, przygoda z faszyzmem skończyła się dosyć szybko. Jednak poszukiwania autorytetu dla mojego życia, dopiero miały się rozpocząć. Niestety dotąd lokowałem swoje zaufanie w niewłaściwym źródle. Długie lata musiały minąć, zanim trafiłem właściwie, odnajdując to jedyne źródło życia- Jezusa Chrystusa.

Był również okres w moim życiu, kiedy zafascynowałem się religiami wschodu. Szczególne upodobanie miałem w ruchu Hare Krishna. Spotykaliśmy się, słuchaliśmy muzyki, graliśmy na bębnach, nucąc mantry. Gotowaliśmy sobie hinduskie potrawy. Ale też przy okazji, paliliśmy dużo marihuany…. Hipokryzja na maksa po prostu. Przeszło jak wiatr, szybko i bez efektu w moim życiu. Może dlatego, że dla mnie to był pewien rodzaj folkloru wschodniego, a nie wyznanie, które może zmieniać ludzi. Przeciwnie wręcz; wedle późniejszych lektur, ten ruch zniewalał człowieka, uzależniając całkowicie życie wyznawcy od decyzji guru. Niewolnictwo duchowe nie interesowało mnie w tym wydaniu, więc szybko odszedłem. Jednak wielu moich przyjaciół pozostało. Służą teraz pod Krakowem i pod Kamienna Górą, w hinduskich świątyniach, jako wyżej wtajemniczeni- tzw. brahmini.

Grałem w zespole, czytałem, poszukiwałem. Tak minęła mi szkoła podstawowa. Skończyłem podstawówkę z niezłymi wynikami. Niezbyt poszło mi z egzaminami i zamiast na upragniony profil humanistyczny, trafiłem do technikum. W średniej szkole poznałem też muzyków i praktycznie od razu założyliśmy zespół. Trochę udzielałem się też w samorządzie uczniowskim, przez pewien czas będąc nawet przewodniczącym. Wydawało się, że idę w kierunku stabilizacji. Zajmowałem się bratem, który przyszedł na świat, kiedy miałem 15 lat. Zainteresowałem się przedmiotami technicznymi, szczególnie rysunkiem technicznym. Bardzo dużo czytałem. No i muzyka, oczywiście; ona była ze mną wszędzie…

Wtedy pojawili się Świadkowie Jehowy. Miałem za sobą już pierwsze doświadczenia z amfetaminą, której dużo braliśmy na koncertach. Nadużywałem też bardzo silnych leków przeciwbólowych, których nazwy wymieniać nie chcę. Nie miałem przyjaciół, poza tymi z zespołu. Dużo pisałem, ponurych tekstów, o beznadziei, i śmierci. Tym było wypełnione moje serce. I wtedy się właśnie zjawili. Mówili dużo o Jezusie, o tym jak Bóg Jehowa wiele dla ich zrobił. I urzekło mnie to. Imponowała mi ich gorliwość. Poza tym Biblia wywarła na mnie ogromne wrażenie. Zawsze kiedy ją czytałem, czułem niesamowity pokój w sercu. Teraz wiem, że to Duch święty daje ten pokój. Sam Pan przemawia przez swoje Słowo. Jakkolwiek nauka Strażnicy urąga dziełu Chrystusa i odbiega od Biblii, Tak dzięki Świadkom Jehowy rozpalił się we mnie ogień poznawania Słowa mojego Pana Jezusa Chrystusa. Teraz dziękuję Bogu, że ich spotkałem, choć prostowanie tego, co skrzywili we mnie, zajęło trochę czasu. Jednak gorliwość dla Słowa pozostała i za to dziękuję Bogu.

Bardzo zafascynowałem się nauką Towarzystwa Strażnica. Celowo tak piszę ponieważ wiem teraz, że to, co głoszą, nie jest niestety nauką pochodzącą od Pana i z Biblii. Nie ma z Biblią nic wspólnego. Gorliwość Świadków zaś jest gorliwością nierozsądną, która do niczego dobrego nie prowadzi. Na szczęście w moim życiu Bóg przekuł tę gorliwość i skierował we właściwym kierunku. W każdym razie przygoda ze Strażnica trwała jakieś 7 miesięcy. Miałem przystępować do chrztu, byłem również przygotowany do głoszenia. Byłem bardzo dociekliwy jednak i dzięki temu wykryłem wiele niejasności i niezgodności między przekładem Towarzystwa Strażnica, a tzw. Brytyjką, którą Świadkowie odrzucili. To było dla mnie dziwne, ponieważ zanim wyszedł ich przekład, korzystali prawie wyłącznie z Brytyjek. A tu nagle odrzucają…. zacząłem więc pytać. I stałem się uciążliwy, ma się rozumieć. Nie dostawszy konkretnych odpowiedzi na zadane pytania, podziękowałem więc za uwagę, Oddałem literaturę i zerwałem studium. Oczywiście, po tak poważnym incydencie, stałem się dlań osobą nieczystą. Nawet na ulicy udawali, że mnie nie widzą. Ale mnie to nie ruszało; dla mnie etap ten był zamknięty definitywnie. Nie znali odpowiedzi na moje pytania, więc po miałbym iść za takimi wątłymi autorytetami?

Po rozstaniu ze Świadkami, odpuściłem sobie poszukiwania. Dużo graliśmy wtedy, więc prawie całe dnie po szkole spędzałem w garażu, na próbach. Wtedy to tzw. „twarde” narkotyki zaczęły pojawiać się w moim życiu bardzo często. Trochę z ironią nazywam je twardymi, ponieważ wiem dobrze, że taki podział jest śmieszny. Każdy narkotyk niszczy, tylko niektóre robią to szybciej, niż inne. Wszystko jednak ma taki sam koniec- zniewolenie!!!

Pierwsze spotkanie z Jezusem miałem po kilku latach dopiero, bo w wieku 19 lat. Do tego czasu bardzo wytrwale marnowałem swoje życie. Otarłem się nawet o samobójcze próby, jednak Jezus nie pozwolił mi umrzeć. Nawróciłem się w Broczynie, w Chrześcijańskim Ośrodku Teen Challenge. Tam też potwierdziłem swoje nawrócenie chrztem wiary.
Dobrze, że spotkałem Jezusa wtedy. Byłem młody, jednak życie miałem w gruzach. Miałem już za sobą rozbite małżeństwo, i wiele innych porażek. Mój Jezus dał mi poczucie bezpieczeństwa. Dał mi siłę pogodzić się z tym, czego nie byłem w stanie zmienić. Poukładał na nowo moje życie. Niestety, wtedy jeszcze nie potrafiłem tego docenić i zrozumieć.

Odszedłem od Pana, do świata. Oczywiście skończyło się porażką i bólem. Kilka razy tak w swoim życiu odchodziłem i wracałem. Za każdym razem coraz bardziej poraniony i słaby. Jednak On zawsze był cierpliwy. Zawsze ratował i czekał, jak czeka ojciec w przypowieści o marnotrawnym synu. Wiem, że dzięki tej cierpliwości mojego Jezusa, żyję. Mógłbym wiele szczegółów jeszcze z mojego życia opisać, ale przecież nie o to tutaj chodzi. Nie ma się czym chlubić. Zdecydowałem się wybrać tylko te zdarzenia w moim życiu, które jakby kształtowały mnie i powodowały, że szukałem autorytetu dla siebie. Poza tym, cała chwała dla Jezusa. Dzięki Jego miłości mogę teraz cieszyć się wolnością i zdrowiem. Trzy razy uratował mnie od śmierci. Czuję Jego wsparcie. Dał mi poczucie bezpieczeństwa i wartości. Wiele straciłem. Straciłem tych, których kochałem. Nie potrafiłem doceniać ich miłości. Przykre to. Jednak Jezus daje mi siłę by godzić się z tym, czego już nie mogę zmienić w swoim życiu oraz mądrość by widzieć rzeczy, na które jeszcze mam wpływ, by je zmieniać. Od Niego ta mądrość i jestem Jemu za to wdzięczny.

Dał mi wiele przyjaciół. Dał mi ludzi, którzy mnie kochają i są dla mnie jak rodzina. Nie jest mi lekko. Każdy dzień to walka. Wiadomo, diabłu zależy na tym żebym upadł ponownie, najlepiej tak, by nie wstać. Ale moc krzyża jest nad moim życiem. Moc krwi Najwyższego. Miło jest wiedzieć, że jestem zwycięzcą!!!!!!

Albowiem ja wiem jakie myśli mam o was- mówi Pan- myśli o pokoju,
a nie o niedoli;
aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją.
Gdy będziecie mnie wzywać i zanosić do mnie modły, wysłucham was.
A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym
swoim sercem.(…)”
Jeremiasz 29:11-13

RAFAŁ BIELAWA

pokaż więcej

Podobne wiadomości

1 komentarz

  1. Sam miałem różne problemy i wiem,że Bóg jest i że mi także pomógł w moim życiu. Pozdrawiam serdecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button