Czy śmierć Królowej wyznacza koniec wpływu w Szkocji chrześcijańskiego kościoła? Czy ciężko zdobyta wolność, jaką chrześcijaństwo wniosło do tego narodu, ma być zastąpiona autorytarnym, miękkim progresywizmem? Przypadek szkockiego polityka zdyscyplinowanego przez swoją partię za to, że odważył się głośno wypowiedzieć w obronie nienarodzonych dzieci, wskazuje, że sytuacja może zmierzać właśnie w tym kierunku.
John Mason jest członkiem szkockiego Parlamentu (MSP) ze Szkockiej Partii Narodowej (SNP) dla Glasgow. Jest też chrześcijaninem baptystą, który nie wstydzi się mówić o swojej wierze. Chociaż szkockim Parlamencie jest zaskakująca liczba chrześcijan, Mason właśnie zadarł z własną partią i dostał formalne upomnienie za „powodowanie u kobiet stresu i traumy przez to, w jaki sposób wyraża swoje poglądy na temat praw aborcyjnych, a nie za swoje przekonania lub wiarę”. Jego sprawa jest otrzeźwiającym sygnałem, jak bardzo orwellowska i autorytarna stała się partia SNP, a tym samym szkocki Parlament.
Co Mason powiedział? Szkocki Parlament ostatnio robi wiele szumu wokół swoich planów stworzenia „stref buforowych” wokół dostawców usług aborcyjnych. Mason pojechał zobaczyć jeden z protestów i zauważył, że aktywiści trzymają tablice z napisem: „Niektóre kobiety żałują aborcji”.
Mason napisał na Twitterze: „Te napisy z pewnością są bardzo łagodne i próbują pomóc. Nie widzę w nich żadnej nienawiści lub nękania”.
Dalej stwierdził, że poszedł na protest nie po to, by w nim uczestniczyć, ale porozmawiać z obecnymi tam ludźmi, dodając, że jego zdaniem aborcja rzadko jest „konieczna lub niezbędna”. Biorąc pod uwagę fakt, że wyraził pogląd Kościoła Katolickiego, Kościoła Szkocji, Wolnego Kościoła Szkocji, kościoła baptystycznego, FIEC i wielu innych, trudno uznać, by jego wypowiedź zasługiwała na dyscyplinę.
Bardzo wymowne i niepokojące jest samo pismo z upomnieniem, datowane na 29 czerwca i podpisane przez parlamentarzystów Stuarta McMillana i Gordona MacDonalda.
„Chcielibyśmy wyraźnie zaznaczyć, że jak najbardziej szanujemy pańskie prawo do posiadania swoich poglądów na temat aborcji oraz prawo do wolności słowa i ekspresji. Nie uważamy jednak, by miał pan prawo narzucania tych poglądów innym” – napisali.
Tymczasem, nie ma żadnych dowodów na to, że Mason chciał „narzucać swoje poglądy innym”, chyba że SNP uznaje zwykłe wyrażanie własnych przekonań za ich narzucanie. W takim przypadku, za każdym razem, gdy polityk SNP wyraża swoje poglądy, próbuje je narzucać, w związku z czym powinien być upomniany.
Ale orwellowska irracjonalność pisma na tym się nie kończy. Autorzy sformułowali jeszcze jedną genialną myśl. Chociaż zgadzają się, że Mason ma prawo do wolności słowa, jednocześnie twierdzą, że „werbalizacja jego poglądów spowodowała u wielu kobiet głęboki stres i traumę, a specjaliści medycyny uznają te poglądy za dezinformację”.
Nie wolno ci mówić o swoich poglądach
Zatem, Mason jest upoważniony do posiadania swoich poglądów i jest upoważniony do wolności słowa, ale nie jest upoważniony do ich „werbalizacji”. Tylko w narodzie, który odszedł od swoich chrześcijańskich korzeni i zwrócił się ku bezsensownemu, urojonemu, progresywnemu spojrzeniu na język, można było napisać coś takiego.
Warto zauważyć dwa obszary, na których opiera się upomnienie. Po pierwsze, Mason dopuścił się szerzenia „dezinformacji” (według „specjalistów medycyny”). Ale jakiej dezinformacji? O tym, że niektóre kobiety żałują aborcji? Nietrudno stwierdzić, że rzeczywiście tak jest.
A może chodzi o twierdzenie, że aborcja rzadko jest „konieczna lub niezbędna”? Ustawa aborcyjna z 1967 roku powstała na założeniu, że aborcja powinna być wykonana tylko wtedy, jeśli to konieczne lub niezbędne. Jeśli dziecko w łonie uznaje się za istotę ludzką, wtedy zabicie go musi być w najlepszym razie krokiem ostatecznym.
Gdy aborcja staje się formą antykoncepcji lub wykonywana jest z powodów, które nie są niezbędne (rozszczepienie podniebienia lub niedogodny czas), wtedy pytanie o jej konieczność lub niezbędność z pewnością staje się uzasadnione. Znam wielu specjalistów medycyny, którzy zgodziliby się z Masonem; ale oczywiście SNP podąża za nowoczesną, progresywną praktyką cytowania tylko „specjalistów”, którzy zgadzają się z ich własnymi politykami.
Drugim obszarem upomnienia jest twierdzenie, że poglądy Masona spowodowały „u wielu kobiet stres i traumę”. Widzę że wielu liderów i polityków szkockiego rządu powoduje stres i traumę u wielu mężczyzn i kobiet. Pomyślmy na przykład o atakach na kobiety wywołanych przez rządową Ustawę o Uznaniu Płci, i o przemocy, jakiej musieli doświadczyć jej przeciwnicy, tacy jak Joanna Cherry.
Tymczasem, nie stosuje się żadnej dyscypliny wobec tych, którzy promują tak ofensywną i poniżającą politykę. A co z politykami SNP, których poglądy przeciwko monarchii stały się przyczyną „stresu i traumy”? Czy należy ich upomnieć?
Weźmy niezwykły przykład Iana Blackforda, lidera SNP i członka parlamentu brytyjskiego, który zerwał z wieloletnią polityką SNP, by nie wtrącać się w inne jurysdykcje w Wielkiej Brytanii, głosując za wprowadzeniem aborcji w Irlandii Północnej. O dziwo, pan Blackford jest członkiem Wolnego Kościoła Szkocji, który także powinien zdyscyplinować swojego wiernego, który sprzeciwia się nauce Chrystusa.
Albo weźmy przykład innego znanego polityka SNP, Johna Nicolsona. W 2018 roku czuł się absolutnie wolny, by oskarżyć chrześcijan z wyspy Lewisa o bycie „Talibami w szkockiej kracie”. W odpowiedzi napisałem artykuł w „Daily Mail”, w którym wyraziłem niepokój „o Szkocję, w której rosnąca władza państwa staje się narzędziem indoktrynacji i narzucania nietolerancji wobec wszystkich, którzy ważą się kwestionować ‘szkockie wartości’”.
„Ponad wszystko niepokoję się o Szkocję, w której scentralizowana policja państwowa służy jako narzędzie regulacji naszych myśli, moralności i mowy” – dodałem.
Ten obraz właśnie staje się rzeczywistością. Gdy partia rządowa ostrzega, że możesz mieć wolność słowa, ale nie wolno ci mówić, albo że możesz mieć wolność religii, ale nie wolno ci jej wyrażać, wówczas znajdujemy się w bardzo niebezpiecznej i dzielącej społeczeństwo sytuacji.
Mason otrzymał ostrzeżenie i usłyszał, że w ciągu kolejnych 24 miesięcy „niedopuszczalne jest jakiekolwiek dalsze naruszenie”. Ale również samej SNP należy się ostrzeżenie. Znam w SNP wielu chrześcijan, i jeśli partia dalej będzie podążać tym samym bigoteryjnym, autorytarnym szlakiem, może stracić niektórych swoich największych zwolenników i najważniejsze postaci.
partia nie jest Bogiem
Ponad wszystko, SNP powinna być świadoma, że Bóg nie pozwoli z siebie szydzić, i że partia nie jest Bogiem. W Szkocji jest wielu takich, którzy nie zgięli kolan przed Baalami progresywizmu, i którzy nie zgadzają się, by rząd miał prawo regulować nasze zasady moralne, myśli i słowa.
Rząd może tworzyć prawa, ale nie może kontrolować naszych serc. Wolność słowa i wolność religii to cenne klejnoty, o które walczyli i za które umierali nasi przodkowie. Nie oddamy ich uprzywilejowanej elicie, która uważa, że jako jedyna może ustalać, co myślimy, czujemy i robimy.
Autor: David Robertson (prowadzi The ASK Project w Sydney w Australii, pisze na blogu The Wee Flea)
Źródło: Christian Today
Inne
Aborcja i niepłodność – tuszowanie dowodów nie jest w interesie kobiet