PrześladowaniaZe świata

Niepokojący telefon z Syrii

SyriaWczesnym rankiem 26 sierpnia zadzwoniła do mnie ze Szwecji Mary, moja przyjaciółka, która urodziła się w Syrii. Poprosiła mnie o sprawdzenie konta na Facebooku. Młoda kobieta z Syrii, o imieniu Nour, chciała, bym dodał ją do listy swych znajomych. Zaakceptowałem tę prośbę i minutę później Nour przesłała mi pierwszą wiadomość. Miała zdjęcia z Tabqy, miasta z którego całkowicie usunięto asyryjskich chrześcijan.

Nour przekazała mi też kontakty do ofiar fundamentalistycznego islamu. Ludzie ci chcieli, by świat dowiedział się o tym, co im się przydarzyło. Grupa nie-syryjskich mudżahedinów wypędziła ich z domów, mówiąc: „nawróćcie się na islam lub wynoście się”. Zadzwoniłem do jednej z tych ofiar i usłyszałem straszną opowieść o czystkach religijnych i etnicznych.

Chrześcijanie w Syrii są grupą narażoną na przemoc. Stanowią oni 12% społeczeństwa. Tabqa była dawniej nowoczesnym miastem z kinami, salonami fryzjerskimi, butikami z modną odzieżą i restauracjami. Teraz jest opanowana przez brodatych mężczyzn, którzy nie pozwalają na żadną z tych rzeczy.

Godzinę po moim wywiadzie z tą osobą, John Kerry, sekretarz stanu USA, powiedział, że „musi być odpowiedzialność” za ofiary ataku chemicznego. Biorąc pod uwagę wszystkie dowody płynące z zeznań świadków, zdjęć, relacji obrońców praw człowieka oraz informacji medycznych przekazanych przez organizację „Lekarze bez Granic”, Kerry stwierdził, że „wszystko to jednoznacznie wskazuje”, że „w Syrii użyto broni chemicznej” oraz, że uczyniły to syryjskie władze.

Organizacja „Lekarze bez Granic” nie zgadza się jednak z tym, by jej raport medyczny stanowił pretekst do potencjalnej akcji militarnej. W specjalnym oświadczeniu jej przedstawiciel podkreślił, że tylko „niezależne dochodzenie” pomoże ustalić, czy setki ludzi, których ciała zwieziono 21 sierpnia do szpitali, zostały zabite przy użyciu broni chemicznej i że organizacja nikogo za to nie wini.

Kiedy raz jeszcze słuchałem przemówienia Kerryego, zadzwonił do mnie asyryjski uchodźca o imieniu Ninos, który znalazł schronienie w Libanie. Chciał on wiedzieć, czy NATO zbombarduje Syrię. Jego rodzina tam pozostała. Uciekli oni z centrum Homs, opanowanego przez rebeliantów, na przedmieścia kontrolowane przez władze. Czują się bezpieczniej na terenach, gdzie rząd może ich chronić, gdzie nie będzie ich prześladować al-Nusra ani inne grupy muzułmańskich fundamentalistów. Ninos powiedział, że boi się, że chrześcijanie będą cierpieć podwójnie, jeżeli USA i ich sojusznicy przystąpią do wojny. Bomby wymierzone w alawitów, z których wywodzi się prezydent Baszar al-Asad, będą spadały także na chrześcijan.

Na koniec swego przemówienia Kerry zadeklarował, że USA musi chronić najsłabszych. Zastanawiam się, czy on i tak bardzo oburzeni amerykańscy sojusznicy pomyśleli o takich chrześcijanach jak Ninos, jego rodzina i Nour. Nie zabili oni nikogo. Z pewnością też nikogo nie zagazowali. I to oni należą do najbardziej narażonych na przemoc w Syrii.

Źródło: World Watch Monitor

Nuri Kino jest szwedzkim, niezależnym dziennikarzem, piszącym też dla World Watch Monitor.
za Głos Prześladowanych Chrześcijan

pokaż więcej

Podobne wiadomości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button