Ze świata

Syria: Historia codzienności chrześcijan

Jedno z rodzeństwa brnie boso przez śliskie połacie brązowego błota. Na polach topnieje śnieg z niedawnej zamieci. Jak bardzo musieli cierpieć ci ludzie podczas burzy śnieżnej? Jak udaje im się zachować ciepło podczas przenikliwie chłodnych nocy, w ich zaimprowizowanych namiotach?
Mimo iż jest bardzo zimno, Rami* i Sana ciągle się uśmiechają. Sana trzyma jedną z bliźniaczek na rękach, podczas gdy druga ślizga się po zabłoconej ścieżce. Ta para dzieci uciekła dwa miesiące temu z regionu Hama w Syrii do bezpiecznego Libanu.

“Naprawdę musieliśmy uciekać. Gdy odchodziliśmy, nasz dom był zupełnie zniszczony” – opisuje muzułmański mężczyzna, nie okazując żadnych emocji. “Mam nadzieję, że po odejściu prezydenta będziemy mogli powrócić do Syrii” – kontynuuje. Jako farmer, chce odbudować swój dom i zarabiać na życie tym, co uda mu się wyhodować na swoim kawałku ziemi.

Rami przyznaje, że życie jest ciężkie, w szczególności dla ich siedmiorga dzieci: – Dziewięcioletnia córka płacze, gdy myśli o szkole. Moje dzieci nie chodzą teraz do szkoły. Na początku przyjeżdżał jeszcze autobus, ale po dwóch kursach przestał, więc nie mogą tam dotrzeć. Jeden z moich chłopców nauczył się czytać w szkole w Syrii, ale teraz musiał zaprzestać nauki. Ale jest w porządku, jesteśmy bezpieczni.

Nie mogą zaczekać z tą wojną?

Dziewięciolatka zapytała swoich rodziców: – “Dlaczego nie zaczekają z tą wojną, aż skończę szkołę?”. Ojciec tego ranka zabrał córkę do centrum opieki medycznej. Ma pewien rodzaj infekcji w nodze i z powodu bólu nie może spać w nocy. Dzisiaj akurat nie pracuje, ale jest bardzo szczęśliwy z tego, że ma pracę w fabryce niedaleko miejsca, gdzie znalazł schronienie. – Brat mojej żony też mieszka tutaj ze swoją rodziną – wskazuje palcem na namiot, w którym ulokowali się jego krewni.

Swój namiot zbudował własnoręcznie. Część materiałów zakupił, a niedawno jego żona dostała białe okrycia ze sztucznego tworzywa od organizacji humanitarnej. Zaprasza nas do pójścia z nim i obejrzenia namiotu. W głównym “pokoju” znajduje się piecyk opalany drewnem, który dawał im ciepło minionej nocy podczas wczesnych godzin przed wschodem słońca. Pośrodku namiotu jest oddzielne miejsce do spania. Niedawno rodzina otrzymała materiały do ocieplenia namiotu przed zbliżającymi się mrozami i śniegiem.

Oficjalnie rząd libijski nie nazywa tych obozowisk złożonych z namiotów “obozami”. Jadąc jednak przez dolinę Bekaa wielu miejscach można zobaczyć podobne obozy. Obozowisko wspomnianej rodziny składa się z rzędu namiotów ustawionych wzdłuż błotnistej drogi. Na długości około kilkuset metrów wybudowano dwadzieścia pięć podobnych schronień.

Wielu uchodźców z Syrii nie mieszka w namiotach. Znajdują dach nad głową u krewnych lub przyjaciół. Czasem wspólnie z kilkoma innymi rodzinami wynajmują mieszkania lub dom gdzieś w Libanie. Niektórzy pracownicy organizacji humanitarnych zauważają, że w szczególności chrześcijanie starają się o ten rodzaj schronienia. Większość chrześcijańskich uchodźców z Syrii ucieka w okolice Libanu, gdzie chrześcijanie stanowią większość lub do stolicy, Bejrutu.

Nieopodal obozu, mniej więcej dwa kilometry dalej, obok jednego z domów stoi wielki namiot. W domu mieszka libańska rodzina, a w namiocie trzy rodziny syryjskie, wszystkie ze sobą spokrewnione. – Ich ojciec zawsze przybywał tu do pracy na roli – mówi właściciel gospodarstwa. – Dlatego zaprosiłem go tutaj wraz z całą rodziną. Sytuacja w ich kraju jest ciężka – dodaje.

Ta muzułmańska rodzina przybyła zaledwie kilka dni temu. Wszyscy pochodzą z Homs. Podczas gdy najstarszy z mężczyzn opowiada o ich losach, dzieci biegają wokół nas. Około pięcioletni chłopczyk podchodzi w swoich czerwonych butach, wycierając dłonie w spodnie. Zachowanie czystości w takich warunkach jest niemożliwe. Dziewczyna spogląda nieśmiało z wejścia do namiotu na ludzi zebranych na zewnątrz. – Nie słyszy na jedno ucho z powodu eksplozji bomby – mówi jej ojciec. Są tutaj już od ośmiu miesięcy. Gdy pytam go, ile osób mieszka obecnie w tym namiocie, zaczyna liczyć na palcach. – Dziewiętnaście – pada odpowiedź. – Jedna para z czwórką dzieci, kolejna z szóstką i nasza córka z kolejnym czworgiem potomstwa. Moja córka jest samotna; nikt nie wie, gdzie jest jej mąż. Wskazując na syna, dodaje: – Został postrzelony w klatkę piersiową, ale chwała Allachowi za to, że już z nim wszystko w porządku. Wszystkie trzy domy, w których żyły te rodziny, zostały zniszczone – kończy.

Sytuacja w Homs jest bardzo zła – wtrąca syn, który właśnie przybył. – Musieliśmy uciekać z naszego miasta w celu ratowania życia. Podczas ucieczki straciłem moją najmłodszą córkę. Wierzcie mi, nie chcielibyście czegoś takiego przeżyć. Ogromnie cieszę się, że znalazłem ją po dwóch godzinach. Dla mnie to było jak dwa lata – opisuje.

Kilka kilometrów dalej natrafiamy na jeszcze jeden obóz, dużo większy od tego pierwszego. Właściciel tej ziemi rozmawia z grupą uchodźców. Jest sfrustrowany, ponieważ otrzymał rachunek od libijskiego rządu za nielegalne zużywanie elektryczności. Ja tu czynię dobro, dlaczego oni mi to robią – mówi w gniewie. Gdy się oddalił, niektórzy z uchodźców skomentowali, że jego “czynienie dobra” nie jest wcale tak dobre, na jakie wygląda. Żąda 200 dolarów miesięcznie za każdy kawałek ziemi, na którym stoi namiot. W niektórych przypadkach uchodźcy stanowią bardzo lukratywne źródło dochodów.

Do spacerowania po okolicy trzeba mieć odpowiednie buty, żeby nie zamoknąć. Jeden z uchodźców pokazuje zdjęcia na swoim telefonie komórkowym. Tydzień temu wszystkie namioty zostały zalane wodą po tym, jak nad Libanem przeszła jedna z najcięższych burz śnieżnych od lat. Najpierw ulewa wypełniła obóz hektolitrami wody, a potem przyszedł śnieg, który jeszcze nie stopniał.

Starszy człowiek wykopuje głębokie szambo pod toaletę obok swojego namiotu. Gdzie indziej mężczyźni zbierają się na zgromadzeniu. Najstarsi uchodźcy siedzą na plastikowych krzesłach. Niektórzy z zebranych siedzą na skałach, reszta stoi. Trzech młodych mężczyzn, z twarzy wyglądających na ledwie młodzieńców, zapraszają mnie bliżej. “Uciekliśmy z Homs. Sytuacja tam była zbyt ciężka; strzały, bombardowania, umierający ludzie”.

Nagle jeden z nich pokazuje mi filmy nagrane swoim telefonem komórkowym. Słyszę strzały, eksplozje i ludzkie krzyki. Chłopiec najprawdopodobniej biegł podczas kręcenia tego filmu. I nagle, zupełnie niespodziewanie widzę na ekranie straszny obraz wielu martwych ciał. To uzmysławia, jaka naprawdę była sytuacja w tym mieście.

Wtem pokazuje mi film zbyt wstrząsający, by opisać jego zawartość. Trzej chłopcy zanoszą się śmiechem. – Rządowi żołnierze – mówi jeden z nich. Na ramieniu trzyma maleńkie dziecko. Patrzę na okrucieństwo wojny pod każdą jego postacią – mordowanie niewinnych cywilów, zabójstwa, ale także uchodźcy, dzieci żyjące w namiotach, bawiące się w błocie.

Módlmy się o to, by sytuacja w Syrii uległa zmianie. Módlmy się za wszystkich uchodźców, za pokrzywdzonych, za dzieci, które chcą iść do szkoły, ale nie mogą. Módlmy się także o pomoc humanitarną, szerzoną wśród uchodźców i przesiedleńców na terytorium Syrii.

Open Doors pomaga syryjskim przesiedlonym chrześcijanom poprzez kilka Kościołów w tym kraju.

*Ze względów bezpieczeństwa imiona w tym artykule zostały zmienione.

Źródło Open Doors
Tłumacz Andrzej Mitek

pokaż więcej

Podobne wiadomości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button