ŚwiadectwaZe świata

Gwiazda WNBA doświadczała trudności w lidze, bo była hetero. Pomogła jej wiara

Candice Wiggins
Candice Wiggins, | Facebook/Candice Wiggins

Candice Wiggins to była gwiazda WNBA (Women’s National Basketball Association). Samą siebie postrzega jako nietradycyjną chrześcijankę, która pokonała wyboistą drogę.

„Nie wierzyłam, że gniew, który był we mnie skierowany, był w ogóle możliwy”

Wiggins opowiada, że 3 lata temu była zmuszona przejść na wcześniejszą emeryturę. Częściowo było to związane z nieprzyjemnościami, których doświadczała, będąc osobą hetero w lidze składającej się według jej szacunków w 98% z osób homoseksualnych. Wiggins wyjawia, że traktowała swoją wiarę jak oparcie, kiedy była atakowana z „niewyobrażalnym gniewem”.

– Nie wierzyłam, że gniew, który był we mnie skierowany, był w ogóle możliwy. Wywołałam wręcz niewyobrażalny gniew – wyjaśniała w rozmowie z The Christian Post. Wywiad odbył się dzień po turnieju NBA All-Star Game 2021.

Candice Wiggins to córka słynnego baseballisty Alana Wigginsa, który zmarł na AIDS w 1991 r. w wieku 32 lat. Grała w czterech drużynach WNBA, a w 2011 r. wygrała mistrzostwa jako członkini zespołu Minnesota Lynx. W 2008 r. zdobyła nagrodę Sixth Woman of the Year przyznawaną najlepszym rezerwowym zawodniczkom ligi. Grała też za granicą, np. w Grecji i w Hiszpanii.

„Mówiłam otwarcie, że jestem osobą heteroseksualną i to było coś wielkiego”

Mimo to w 2016 r. w wieku 29 lat Wiggins dobrowolnie zakończyła swoją karierę w WNBA, rok później w wywiadzie z The San Diego Union-Tribune wyjawiła, że wśród napięć, jakich doświadczała w WNBA, było znęcanie się ze względu na jej orientację seksualną. Twierdziła, że kultura ligi zachęcała kobiety, by wyglądały i zachowywały się jak mężczyźni w NBA.

– Mówiłam otwarcie, że jestem osobą heteroseksualną i to było coś wielkiego – powiedziała Wiggins. – Myślę, że 98% kobiet w WNBA to lesbijki. To było konformistyczne miejsce. Obowiązywały tam inne zasady.

W wywiadzie na temat wiary, rasy, rodziny i koszykówki Wiggins podkreślała, że nie miała zamiaru nikogo skrzywdzić swoimi komentarzami. Twierdziła, że zależało jej jedynie na opowiedzeniu prawdy.

– Nie miałam szansy wyjaśnić, z czego wynikały moje komentarze – dodała Candice Wiggins.

– Kiedy powiedziałam o tych 98%, było to coś, co wywołało dużo nerwów. Określiłam numerem seksualność, którą postrzega się jako coś płynnego. Wokół mojej wypowiedzi nie było też za dużo kontekstu. Ludzie odnosili wrażenie, że w moich wypowiedziach były luki – powiedziała.

Candice Wiggins mówiła, że niektórzy myśleli, że opowiada się przeciwko homoseksualizmowi. Powiedziała jednak, że chciała tylko podzielić się swoim osobistym doświadczeniem i być szczerą w kwestii swojej podróży.

„Jest pierwszą koszykarką, która się tam znalazła”

W okresie, w którym udzieliła wywiadu, Wiggins została również upamiętniona w San Diego Hall of Champions. Jest pierwszą koszykarką, która się tam znalazła.

– Byłam pierwszą koszykarką, którą tam upamiętniono. Poczułam się niesamowicie, bo zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy byłam w czymś pierwsza. W dodatku było to coś istotnego. Wtedy zaczęłam rozumieć, kim byłam. To był pierwszy dzień, kiedy czułam pewność, że wiele dziewcząt i kobiet podąża za mną i patrzy na mnie, nie na kogoś innego, jak na liderkę, kogoś, kto prowadzi je tam, gdzie chcą dotrzeć – wyjaśniła.

Zapytana o kulturę panującą w WNBA, Candice Wiggins odpowiedziała, że zdecydowała się mówić szczerze o swoich doświadczeniach.

– Jeśli jakieś dziewczynki i kobiety chciałyby iść w moje ślady, chciałabym, by rozumiały wszystkie aspekty tej sytuacji. Czułam, że muszę to zrobić. Miałam wrażenie, że skłamałabym, jeśli bym o tym nie powiedziała, bo one musiały rozumieć. Skrycie liczyłam też, że ta kultura się zmieni – powiedziała.

Na pytanie, czy inaczej określiłaby liczbę homoseksualnych zawodniczek w WNBA, Wiggins odpowiedziała przecząco…

Dodała, że to tylko opinia, a nie fakt naukowy. Powiedziała też, że kiedy podzieliła się tym szacunkiem z reporterem Todem Leonardem z San Diego Union-Tribune, nie chciała, by stało się to nagłówkiem.

– Krótka odpowiedź brzmi „nie”. Raczej nie ujęłabym tego inaczej, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, w jaki sposób to powiedziałam. To był dodatkowy komentarz. Nie spodziewałam się, że te słowa staną się bazą nagłówków. To były osobiste słowa, jakby zapisane z gwiazdką. To było coś osobistego, moja opinia, a nie fakt statystyczny. To był element szybkich przemyśleń na temat tego, co objaśniałam – powiedziała.

– Te 98% było wyrazem uczciwości przed samą sobą odnośnie moich obserwacji, moją opinią. Jak najbardziej można było to przedyskutować. Jeśli ktoś chciałby to ze mną przedyskutować, bez problemu bym się zgodziła. To był po prostu mój punkt widzenia, coś, czego na własnej skórze doświadczyłam w czterech szatniach.

Wiggins stwierdziła, że nawet trzy lata później trudno jest jej poradzić sobie z atakami, które są skutkiem opowiedzianej przez nią prawdy.

– Prawdę mówiąc trudno mi było poradzić sobie z reakcjami na moje słowa. Nadal jest trudno, bo nie jestem i nie byłam pewna, do czego to zmierza. Widziałam dużo gniewu. Ludzie byli wprost oburzeni. Wszystko działo się tak szybko, że nie miałam czasu przeanalizować tej złości – wyjaśniła.

Candice Wiggins zapytano, co zrobiłaby, gdyby miała córkę, która byłaby równie utalentowaną koszykarką i chciałaby grać w WNBA. Czy zachęcałaby ją do rozwijania swojej pasji?

– Na pewno bym jej nie znięchecała, ale z pewnością nakłaniałabym ją, by była wielowymiarowa i w pełni reprezentowała wszystko, co ją pasjonuje – powiedziała.

Od czasu fali oburzenia, którą wywołały jej komentarze, Wiggins szuka oparcia w wierze. Odnalazła też ukojenie w trenowaniu młodzieży grającej w koszykówkę. Niedawno przeniosła się z Kalifornii do Atlanty. W trakcie pandemii koronawirusa nagrywa wirtualną serię lekcji koszykówki dla młodych graczy.

– Poczułam silne powołanie do zostania trenerką. Przez ostatnie kilka lat uczyłam innych i oswajałam się z pomysłem wirtualnego trenowania. To coś ważnego, bo w pewnym sensie jest odpowiedzią na wszystko, czego szukałam. Zaczęłam naprawdę zgłębiać swoje pasje, prawdziwe pasje. Chciałam mieć okazję, by wpłynąć na grę i popchnąć ją do przodu, być częścią nowego rozwiązania w pandemii – powiedziała.

Candice Wiggins ma 34 lata. W trakcie pandemii uświadomiła sobie, jak cenny jest czas

– Moje największe odkrycie w trakcie pandemii dotyczyło chyba znaczenia czasu. Zrozumiałam, jak wiele rzeczy dyktuje. Nie chodzi o naszą wolę, ale o czas. I właśnie to jest Boża wola moim zdaniem.

Chodzi o bycie cierpliwym. Myślę, że ze wszystkich rzeczy, których chcemy w życiu i na które liczymy, najcenniejszy i najważniejszy jest prawdopodobnie czas. Jest także czymś bezcennym – dodała Candice Wiggins.

– Jak wykorzystujesz swój czas? Uważam, że to jedna z tych rzeczy, o których myśli się przy okazji kwestii związanych z Dniem Sądu. Palące pytanie brzmi: co zrobiłeś ze swoim czasem?

– W pandemii nauczyłam się, że w planie dnia nie można marnować czasu. Muszę przyglądać się temu, jak korzystam ze swojego czasu i dobrze to ocenić.

O wierze

Candice Wiggins miło wspomina Michelle Backes, kapelankę z WNBA Minnesota Lynx, która była dla niej wzorem do naśladowania w pracy nad swoją wiarą. Kiedy w lipcu 2010 r. koszykarka zerwała ścięgno Achillesa, uraz wykluczył ją z gry. Wówczas Backes podarowała jej Biblię.

Powiedziała, że był to dla niej trudny okres. Wykorzystała jednak wolny czas na skończenie studiów z komunikacji w Uniwersytecie Stanforda. W Biblii natomiast szukała drogowskazów.

– Kiedy zerwałam ścięgno, fizycznie wszystko się dla mnie zatrzymało. Zaczęło mieć znaczenie wyłącznie to, kim byłam poza koszykówką. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, było pójście na studia. Wróciłam na uczelnię i zajęcia, aby ukończyć studia – powiedziała.

– Zwróciłam się do Boga, po bardzo chciałam poznać całą Biblię, ale miałam poczucie winy. Czułam się bardzo zagubiona – ciągnęła, dodając, że do tamtego momentu przeczytała w życiu wiele książek, ale nie Biblię.

– Bóg od razu usłyszał mój żal i smutek. Odpowiedział mi wewnętrznym głosem. Usłyszałam, że powinnam traktować Biblię tak, jak traktuję inne teksty w swoim życiu – powiedziała.

Kiedy zaczęła tak postępować, jej życie się zmieniło

– To wyglądało jak namaszczenie. Czułam tyle mocy w Słowie. Studiowałam notatki, historię, kontekst. Rozumiałam to w pełni, bo czułam, że muszę wiele nadrobić – wspominała Candice Wiggins.

Powiedziała, że im więcej Słowa czytała, tym bardziej się rozwijała. Musiała też polegać na swojej kapelance. Skończyła czytać cały Nowy Testament, a niedługo później wygrała w zawodach WNBA.

– Znalazłam się w miejscu, w którym czułam, że żyję zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Od tamtej chwili czytam Słowo – mówiła.

Przyznaje, że na swojej drodze spotyka wiele wyzwań. Obecnie opisuje siebie jako nietradycyjną wierzącą.

– Słowo „nietradycyjna” idealnie mnie opisuje. To coś, co łączyło mnie i mojego ojca. Moja mama dorastała, chodząc z moją babcią do kościoła. To właśnie mama zmieniła tę tradycję w naszej rodzinie.

– W grę wchodził też sport. Słyszałam historie o tym, jak mój ojciec grał z baseballa w Szabat. Jego matka pozwalała mu grać i nie przestrzegać Szabatu, bo widziała, że jest utalentowany – powiedziała. – Podobnie było z moją matką. Naprawdę zobaczyła coś we mnie i to zmieniło tę tradycyjną naturę, nie wiem, czy to częste zjawisko, czy nie.

O rasie

Po śmierci George’a Floyda w maju zeszłego roku Candice Wiggins opublikowała na Instagramie zdjęcie zmarłego mężczyzny trzymającego Biblię w ręku. Na zdjęciu był napis „Mówić w imieniu zmarłych”.

– Najbardziej wpłynął na mnie fakt, że to wszystko było tak widoczne. Oczy nie mogły nas zmylić. Mózg nie mógł opowiedzieć nam innej historii. Ta sytuacja właściwie sama się wyjaśniła. Widzieliśmy to na własne oczy – wspominała.

– Kiedy napisałam o mówieniu w imieniu zmarłych, chciałam skierować uwagę ludzi na człowieczeństwo. To był czarnoskóry mężczyzna, który miał duszę. Żyjącą, oddychającą duszę, która pragnęła żyć, żyć na Ziemi – mówiła.

– Wydaje mi się, że kiedy się umiera i jest się w takiej rozpaczliwej sytuacji, jak George Floyd, życie przypomina włącznik światła. Przycisk włącza i wyłącza światło. Myślę też, że wszystkie te rzeczy, które są istotne, kiedy przycisk życia jest włączony, nie mają znaczenia, gdy przycisk się wyłącza.

– Chciałam, żeby ludzie postawili się na jego miejscu, zastanowili się, co myślał, co czuł. Obudziła się we mnie myśl odnośnie tego, jak postrzegać walkę i protestowanie – powiedziała. – Zastanowiłam się, co sądzę o rasizmie, o kwestii tak trudnej do poruszenia. W ten sposób myślałam, „Wróćmy do tego mężczyzny”. Choć to przerażające, wróćmy do kwestii jego istnienia i tego, o czym chciałby, żebyśmy rozmawiali. Co znaczy dla niego jego życie?

Ustawę na cześć George’a Floyda

Floyd był 46-letnim, czarnoskórym Amerykaninem. Zmarł w maju zeszłego roku, błagając o życie i płacząc za swoją matką, kiedy biały policjant z Minneapolis naciskał kolanem na jego szyję, aż Floyd przestał oddychać.

Niedawno Izba Reprezentantów Stanów Zjednoczonych zatwierdziła ustawę, która ma zapobiegać szkodliwym działaniom policji. Demokraci nazwali ustawę na cześć George’a Floyda.

Ojciec Candice Wiggins zmarł na AIDS, którym zaraził się, biorąc narkotyki. W 2015 r. Wiggins ujawniła, że było to spowodowane trudnościami, których doświadczał w związku z rasizmem w środowisku zawodowym Major League Baseball.

– Zmarł, chroniąc swój pokój wewnętrzny i prywatność. To było dla niego ważne. Podarował to też mnie i mojemu bratu. Chodziło mu o dobro rodziny i chronienie jej przed jakąkolwiek szkodą, której mogła doświadczyć – powiedziała Candice Wiggins.

– Kiedy dorastałam, bardzo się przed tym buntowałam. Byłam bardzo ciekawska i nie chciałam, żeby ktoś mnie ukrywał. Nie chciałam, żeby mój ból i moje cierpienie były ukryte. Jednocześnie miałam te same ciągoty, co on, prowadził go jego talent do sportu. Mnie prowadził mój talent do sportu i nie do końca wiedziałam, gdzie wyląduję – wspominała.

– Jak na ironię stałam się dokładnie taka, jak on. Kiedy jednak mówi się o środowisku, w którym jest presja, to idealne tego zobrazowanie. Docierasz do miejsca, w którym musisz podjąć decyzję i musisz zrozumieć, że jesteś częścią różnych środowisk. W moim przypadku chodziło o WNBA. Dla mojego ojca było to Major League Baseball – mówiła.

Swój optymizm przypisuje wierze

– W pewnym momencie musiałam wybrać, w którą stronę pójdę. Czy będę mieć taki sam punkt widzenia, mentalność, jak mój ojciec? Powiedziałam sobie, że nie. Chcę czegoś innego.

– Czułam, że Bóg ma dla mnie inny cel. Może pomogła mi tam dotrzeć historia mojego ojca, może to pomogło mi zrozumieć pułapki, w które wpadł. Zdecydowanie stanęłam w miejscu, w którym powiedziałam: „Nie, będę się komunikować, rozmawiać otwarcie” – podkreślała.

– Studia z komunikacji na Stanfordzie. Będę komunikować się najlepiej, jak umiem, będę mówić o moim środowisku, moich doświadczeniach. Ale będę też pokazywać trochę więcej obietnicy, więcej optymizmu.

– Dla mnie wiara objęła wszystko. Obejmuje wszystko od dnia pogrzebu mojego ojca. Pamiętam to tak wyraźnie, a minęło już 30 lat. Bóg dał mi tę pamięć, jednak poczułam ducha adopcji, który niemal otulił mnie na nabożeństwie na cześć mojego ojca.”

„Wciąż pamiętam to nabożeństwo. Pamiętam, że w kościele spojrzałam w górę i poczułam moc Boga. Czułam, że wszystko będzie dobrze. Teraz wiem, że był to duch adopcji – podsumowała Candice Wiggins.

Autor: Leonardo Blair
Źródło: The Christian Post

pokaż więcej

Podobne wiadomości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button