Różne

Erytrea: Opowieść imigranta

ErytreaPodczas gdy politycy europejscy kłócą się, jak zareagować na największy kryzys uchodźczy od czasów drugiej wojny światowej, World Watch Monitor spotkał się z Erytrejczykiem, który 15 lat temu odbył swą podróż i nigdy nie powrócił. Nawet teraz ten mężczyzna – czterdziestoletni posiadacz paszportu brytyjskiego – nie chce podać swoich danych osobowych z lęku przed ewentualnym odwetem na członkach rodziny, którzy pozostali w ojczyźnie. Dla potrzeb tego artykułu nazwiemy go Erykiem. Chociaż jego podróż miała miejsce kilkanaście lat temu, jej opis i opis życia w Erytrei są zgodne z badaniami i doniesieniami World Watch Monitor i innych.

– Dlaczego zdecydowałeś się na ucieczkę z Erytrei?

– Było wiele powodów. Przede wszystkim służba wojskowa. Jest obowiązkowa i nigdy się nie kończy, jeśli nie przekupisz urzędników. Możesz służyć bez końca, bez pensji oprócz kieszonkowego. To po prostu niewolnictwo. W Erytrei panuje dyktatura. Nie ma wolności słowa, politycznej, religijnej, wolności prasy. Nie ma jakiejkolwiek opieki medycznej. Nie możesz powrócić do domu i zobaczyć się z rodziną, co to za życie?

– Jaką rolę odegrała wiara w podjęciu tej decyzji?

– Byłem pastorem i wcale nie chciałem odbywać służby wojskowej. Wzięli mnie siłą. Postanowiłem uciec nie tylko ze względu na wiarę, ale dlatego, że nie zgadzałem się z reżimem i służbą wojskową. Wielu ma różne opinie na ten temat, ale główny powód, dla którego ludzie uciekają – chrześcijanie i niechrześcijanie, bo to nie tylko chrześcijanie, ale wszyscy – to fakt, że rząd jest brutalny i opresyjny. Nie ma praw człowieka, a służba wojskowa nadal dotyczy wszystkich – nie tylko młodych, ale nawet sześćdziesięciolatków i siedemdziesięciolatków. Ten kraj krwawi. Nie ma nadziei, rząd jest brutalny i opresyjny, a ludzie pragną wolności – chcą być wolni po to, żeby wyznawać swoją wiarę i żyć tak, jak chcą. I nie ma powodu, żeby bezterminowo pozostać w wojsku. Nie ma wojny, to tylko rząd stara się kontrolować ludzi.

– Proszę opowiedz nam coś więcej o życiu chrześcijan w Erytrei.

– Jako członek kościoła zielonoświątkowego miałem trudne życie. Tylko cztery rodzaje religii są dozwolone w Erytrei – muzułmanie, katolicy, prawosławni i jedna grupa z kościołów ewangelicznych. Oprócz tego wszystkie inne religie są zabronione. Nawet nie możesz swobodnie czytać Biblii. Jeśli złapią cię, jak czytasz Biblię lub się modlisz, to wsadzą cię do więzienia albo odizolują od innych, a nawet mogą zabić. Nie wiesz, co się może zdarzyć. Aresztowano tysiące ludzi ze względu na wyznanie. Niektórzy to byli oczywiście cywile, ale większość odbywała służbę wojskową. Dla zielonoświątkowców to podwójna katorga. Muszą odbyć służbę wojskową, ale nie wolno im wyznawać swojej wiary. Wyobraź to sobie! To jest twoja wiara, to jest to, w co wierzysz. Jesteś przywiązany do swojej wiary, więc wyobraź sobie, jak się czujesz podczas służby wojskowej. Czy jesteś obywatelem drugiej kategorii? Czy jesteś niewolnikiem? Możesz sobie wyobrazić, jakich uczuć doświadczasz, a nie tylko to, bo, gdy cię znajdą, mogą cię zabić, wsadzić na zawsze do więzienia, wymierzyć ciężką karę, na przykład kopanie rowów przez wiele miesięcy albo dostaniesz jakąś dodatkową robotę. To jest wbrew prawom człowieka.

– Dlaczego niektóre wyznania chrześcijańskie są akceptowane, a inne nie?

– Zielonoświątkowcy traktują wiarę na poważnie. Kochają czytać Biblię i dzielić się wiarą. Taka wiara jest zaraźliwa i rząd obawia się zielonoświątkowców, ponieważ mają wewnętrzną spójność i aktywnie dzielą się wiarą. Są posłuszni rządowi i jednocześnie chcą wyznawać wiarę. Ilość młodych chrześcijan lawinowo rośnie. Tysiące odkrywa wiarę. Kiedy w 1991 roku otrzymaliśmy niepodległość od Etiopii, Kościół w całej Erytrei ogromnie wzrósł. Rząd jest tego świadomy i boi się. Większość katolików i prawosławnych nie praktykuje aktywnie swojej wiary, chociaż twierdzą, że ją mają. A my poważnie podchodzimy do wiary, czytamy Biblię i modlimy się, zatem zarażamy wiarą. Na tym polega ta różnica. Żarliwie czytamy Biblię, oczywiście ostrożnie, ponieważ jeśli nas złapią, zostaniemy aresztowani.

Podróż Eryka

Latem 2000 roku Eryk wraz z dwoma kolegami opuścili bazę wojskową obok miasta Sawa i wyruszyli pieszo w stronę granicy sudańskiej. Zazwyczaj taka podróż zajmuje jeden dzień, ale tym razem zajęła trzy.

– Podróż nie powinna zająć trzech dni, ale za dnia ukrywaliśmy się, szliśmy tylko po ciemku, a poza tym trwała wojna z Etiopią, więc cały czas słyszeliśmy wystrzały i nie wiedzieliśmy, skąd pochodzą. Jeśli cię złapią, jak przekraczasz granicę, mogą cię zastrzelić. Wiedzieliśmy, że ryzykujemy, więc byliśmy bardzo ostrożni i bardzo, bardzo przerażeni.

Na granicy Eryk z przyjaciółmi zapłacili miejscowym po około 100 dolarów na osobę, żeby ich przeszmuglowano do Sudanu. (Eryk powiedział, że obecnie cena wynosi 6000 dolarów za rodzinę). Eryk spędził prawie dwa lata w Sudanie, gdzie przyłączyła się do niego żona i urodziła się córeczka. Kiedy miała sześć miesięcy, postanowili kontynuować podróż, najpierw starali się dotrzeć do Libii.

– Chodzi o to, że nie jesteś bezpieczny. Sudan jest bardzo zamkniętym krajem i mogą cię deportować. Cały czas zmagasz się z takimi uczuciami.

Eryk zapłacił „agentom” tysiąc dolarów, żeby ich zabrali z Chartumu do Libii. Z trzydziestką towarzyszy podróżował przez 15 dni na dachu Toyoty Hilux. Po przyjeździe do Libii zapłacił innym agentom kolejne 400 dolarów, aby ich przerzucili do Trypolisu, gdzie zostali schwytani i aresztowani.

Więzienie

– W więzieniu spotkałem wielu Erytrejczyków, którzy spędzili tam cztery, pięć miesięcy. To było bardzo smutne, nasze serca były przepełnione bólem, płakaliśmy, a moja żona zaczęła myśleć, że tak zawsze już będzie wyglądać nasze życie, a wyobraź sobie, że mieliśmy sześciomiesięczne dziecko. Potem po pięciu dniach jakiś urzędnik przyszedł do więzienia i powiedział, że nas deportują do Erytrei. Wszyscy płakali i wołali: „Nie możemy wracać do Erytrei, zabiją nas tam”. Kiedy o tym rozmawialiśmy, zobaczył nasze małe dziecko i ogarnęło go współczucie: „Czy to małe dziecko jest też w więzieniu? Jutro musicie uwolnić tego człowieka”. Miałem nadzieję, że nie zostaniemy deportowani. Modliłem się tylko o to, żeby nas nie wysłali z powrotem do Erytrei, a oni mnie oswobodzili. Wziąłem żonę, dziecko i wyszliśmy.

Będąc bez pieniędzy, Eryk dostał 400 dolarów od innych chrześcijan w więzieniu po to, żeby ponownie spróbował dotrzeć do Erytrei. Tym razem tysiąckilometrowa podróż zakończyła się sukcesem, a w Trypolisie mógł nawiązać kontakt z rodziną, która wysłała mu więcej pieniędzy na ostatni etap drogi.

Eryk przyznaje, że bardzo się bał.

– Cały czas. Jako chrześcijanin wiedziałem, że mogę zawsze powierzyć się Panu. To pomogło mi zdobyć ufność, ale nadal nie jesteś bezpieczny w domu, nie jesteś bezpieczny w Sudanie, nie jesteś bezpieczny, jak przechodzisz granicę, nie jesteś bezpieczny na Saharze. Wiele ludzi zginęło na pustyni. Niektórzy z przyczyn naturalnych, ponieważ jest bardzo gorąco, jesteś spragniony i może ci się skończyć woda. Oprócz tego są agenci, którzy mają broń i w każdej chwili mogą cię zabić, jeśli im się nie spodobasz. Zatem wcale nie czujesz się bezpieczny, a Libijczycy pytają się, kim jesteś i jak się nazywasz; nasze imiona są dla nich dziwne. Pytają się, czy jesteś chrześcijaninem czy muzułmaninem, a jeśli odpowiesz „chrześcijaninem”, to biją cię, kopią i plują.

Statek

Po dwu tygodniach w Trypolisie Eryk wraz z żoną i córką znalazł statek, który miał ich zabrać do Europy.
– Zabrało nam to 40 godzin, a statek był bardzo mały. Nie wiedzieliśmy, jaki to będzie statek ani kto będzie kapitanem. W ogóle nie było żadnych informacji. Kiedy dotarliśmy do portu i zobaczyliśmy jego wielkość, przeraziłem się i powiedziałem „Jestem głupcem”. Musiałem pomyśleć o żonie i córce. Żałowałem, że w ogóle wyruszyliśmy w podróż. „Co ja robię?”.Ale już nie ma jak tego zmienić. Jest czwarta nad ranem, całkiem ciemno i nie wiesz, co robić. Nawet nie wiesz, gdzie jesteś. Jeśli powiesz „rezygnuję z podróży”, nie masz gdzie tego zrobić. Jesteś pośrodku morza. Więc musieliśmy kontynuować, podróż się rozpoczęła i nie było światła. Siedziałem z tyłu statku i mogłam dotknąć wody, czułem wodę … żebyś wiedział, jaki ten statek był płytki. I wcale nie było światła, ponieważ był grudzień, trwał sezon burzowy i czułeś fale i sztorm.

Podróż Eryka i jego rodziny nie skończyła się nawet we Włoszech, gdzie spędzili ponad rok w obozie dla uchodźców, zanim przyznano im azyl w Wielkiej Brytanii. Obecnie jest pastorem na północy Anglii.

Erytrea zajmuje dziewiąte miejsce na Światowym Indeksie Prześladowań obejmującym 50 krajów, gdzie chrześcijanom żyje się najtrudniej.

Źródło Open Doors

pokaż więcej

Podobne wiadomości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button