RefleksjeRóżne

Amazon cenzuruje chrześcijańskie treści? Co z innymi?

Chrześcijański punkt widzenia znów zakazany

AmazonKOMENTARZ: W tym tygodniu CBN doniosło, że książka o tematyce chrześcijańskiej autorstwa Anne Paulk została zdjęta ze strony księgarni Amazon. Powieść Paulk była zatytułowana „Przywrócenie tożsamości seksualnej: nadzieja dla kobiet, które borykają się z pociągiem seksualnym do tej samej płci”. Kiedy zapytano, dlaczego została wycofana, Amazon odpowiedział, że pozycja naruszała ich wytyczne dotyczące tematyki produktów. Według reguł wyznaczonych przez stronę, książki przedstawiające kontrowersyjne poglądy mogą znaleźć się na stronie, jednak te, których tematyka może wiązać się z nietolerancją odnośnie kwestii orientacji seksualnej, nie będą dopuszczone do sprzedaży.

Pewnym jest, że wielkie firmy z Doliny Krzemowej mają tendencję do nietolerowania chrześcijańskich poglądów i niektórych punktów widzenia.

Pozostaje jednak pytanie, jak rozwiązać ten problem. Amerykański Kongres rozpatruje sprawy dotyczące dyskryminowania określonych światopoglądów przez te platformy internetowe. Inna tego typu rozprawa, dotycząca problemów antymonopolowych, odbędzie się w tym miesiącu przed komisją sądową w Senacie.

Oczywistym wydaje się, że takie przedsiębiorstwa jak Amazon czy Facebook dominują na rynku. Według współzałożyciela Facebooka, Chrisa Hughesa, miesięczna liczba użytkowników tej platformy przewyższa łączną liczbę użytkowników siedmiu internetowych rywali Facebooka. Jeśli chodzi o Amazona, Jun-Sheng Li napisał w marcu, że „Amazon posiada prawie 50% handlu związanego z e-biznesem”. Choć całym sercem wierzę w wolną przedsiębiorczość, ustawy antymonopolowe powstały, aby wyznaczyć granice, które tłumiłyby niesprawiedliwe praktyki przeciw konkurencji, krzywdzące także klientów. Istnieje jednak pewien problem z wykorzystywaniem tych reguł do walki z dyskryminacją ze strony firm-gigantów. Może to się okazać nie do końca efektywne, gdyż ustawy antymonopolowe zostały stworzone, aby wspierać konsumencką możliwość wyboru oraz ceny produktów, a nie po to, aby bronić wolności słowa. I nawet gdyby te firmy przestały istnieć, sytuacja w Dolinie Krzemowej nie zmieniłaby się znacząco. To środowisko wielokrotnie już pokazywało brak tolerancji dla konserwatywnych poglądów politycznych i tradycyjnych wartości chrześcijańskich.

Czy to jednak nie są prywatne firmy? Oczywiście. Czy nie mają więc prawa wyznaczać swoich zasadach i cenzurować każdego, kogo zechcą? Niekoniecznie – z dwóch powodów.

Po pierwsze, nie są to tradycyjne biznesy, które sprzedają swoje prywatne usługi i produkty za pośrednictwem swoich własnych, nadzorowanych przez nie dróg. Są to platformy online, które jednocześnie przejęły część kontroli nad internetem i handlują w tym quasi-publicznym, cyfrowym środowisku. Internet – tak jak autostrady, rzeki, elektryczność, radio i telewizja – jest zasobem publicznym, którym rząd musi w pewien sposób zarządzać. Sieć miała się na początku nazywać ARPANET, od jednostki badawczej amerykańskiego Departamentu Obrony, która stworzyła ją z pomocą National Science Foundation. Powoli dążono do przekazania jej do użytku publicznego, aż w 1983 roku opracowany został uniwersalny protokół internetowy, a ARPANET stał się internetem. Choć status prawny tego fenomenu komunikacyjnego nigdy nie został jasno określony, jedno jest pewne: ani Amazon, ani Facebook, ani żadna inna firma nie ma prawa ogłosić się posiadaczem cyberprzestrzeni.

Po drugie, w przeciwieństwie do prasy, radia i stacji telewizyjnych, te firmy nie angażują się w pierwszej kolejności w tworzenie i rozwijanie swoich własnych treści. Zamiast tego służą raczej za środki przekazu i platformy do rozpowszechniania tego, co tworzą użytkownicy – postów, wiadomości, zdjęć i produktów (na przykład książek, jak ta autorstwa Anne Paulk), a co za tym idzie, naszych opinii i punktu widzenia. W skrócie, firmy te wzbogaciły się, rozpowszechniając pomysły użytkowników.

Próba pogodzenia wolności słowa z wolną przedsiębiorczością to problem, który czeka na rozwiązanie.

Senator Josh Hawley stworzył ustawę, która odbierałaby największym firmom prawny immunitet, jeśli te okazywałyby nietolerancję wobec określonych światopoglądów. Jasnym jest, że firmy te nie będą przestrzegały wolności słowa dobrowolnie. Nasza organizacja, National Religious Broadcasters, wydała w 2011 roku ostrzeżenie o tym, że wielkie firmy prawdopodobnie będą dążyły do ograniczania wolności słowa. Miałem zaszczyt być moderatorem podczas kilku dyskusji na temat technologii, rządu, mediów i prawa związanego z tym problemem. W 2013 roku wydaliśmy Kartę Wolności Słowa w Internecie, która pokazywała, jak wielkie firmy mogłyby przestrzegać reguł chroniących wolność słowa. Jednak Dolina Krzemowa pozostała nieugięta pomimo nacisku ze strony Kongresu i opinii publicznej.

Biorąc pod uwagę, że zaledwie kilka wielkich firm kontroluje najpotężniejsze systemy komunikacyjne świata, czas zdecydować, jak ważna lub jak okrojona będzie wolność słowa w naszym kraju. Patrząc na szybki rozwój technologii i firm, które kontrolują ten proces, nadszedł czas, aby wypracować mądre i efektywne rozwiązanie. Nie możemy sobie pozwolić na oczekiwanie.

Autor: Craig Parshall, National Religious Broadcasters

Źródło: CBN News

pokaż więcej

Podobne wiadomości

1 komentarz

  1. Są na Amazonie książki, które mieszają w głowie a nawet szkodzą i za te się nie wezmą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button