RóżneŚwiadectwa

Przygoda z Bogiem wśród uchodźców

uchodźcyWyobraźcie sobie taką sytuację: jesteście na spotkaniu, gdzie właśnie głosi się Ewangelię do przedstawicieli 10 narodów, spośród których można zobaczyć zaciekawione spojrzenia Irańczyków, Afganistańczyków, Czeczenów, Syryjczyków, Ormian…i wielu innych osób, które najczęściej nie miałyby dostępu do Słowa Bożego w swoim kraju lub dostęp ten byłby bardzo ograniczony. Teraz słyszą ewangelię, która jest im tłumaczona z języka angielskiego lub niemieckiego na ich język rodzimy. Potem oglądają film „Jezus”, również w swoim języku i dotyka ich Duch Święty, zadają mnóstwo pytań. Często po raz pierwszy mają taką okazję i chętnie z niej korzystają. Widzą też wielu chrześcijan w jednym miejscu, którzy niosą im pomoc praktyczną i pomagają czuć się na nowo ludźmi, a nie zastraszonym kłębkiem nerwów w obcej kulturze.

To wycinek rzeczywistości, której miałam zaszczyt być uczestnikiem i pomocnikiem przez kilka lat. Ośrodek Chrześcijański „The Oasis” („Oaza”) w Traiskirchen w Dolnej Austrii stał się poniekąd moim drugim domem. Ale na początek trochę historii. International Teams z USA zaczęła pracę we Wschodniej Europie w latach 70-tych, przemycając Biblie za żelazną kurtynę. Centrum tej działalności było w Austrii. Tutaj również zobaczono niezwykłe możliwości związane z obozem dla uchodźców położonym w miasteczku Traiskirchen, ok. 20 minut samochodem od Wiednia. W 1987 r. zakupiono bardzo duży budynek piętrowy należący przedtem do sklepu spożywczego w bliskiej odległości od obozu. Tak powstał wspaniały projekt misyjny, który trwa do dziś i przynosi cudowne owoce. Mimo tego, że ta organizacja misyjna jest założona przez Amerykanów, skupia misjonarzy z różnych krajów i różnych ewangelicznych denominacji. Usługiwałam tam również w gronie Australijczyków, Austriaków, Niemców i Brytyjczyków.

Jak wygląda to na co dzień? W obozie uchodźcy mieszkają w ciasnocie i ciągłych przepychankach kulturowych i etnicznych, wiele nieporozumień i konfliktów sprzyja stresowi i strachowi. Zdarzało się nawet, że konflikty kończyły się bójkami i śmiercią. Zwłaszcza jeśli w tym samym budynku zamieszkają ludzie ze zwaśnionych narodów lub mający inne przekonania religijne. Dodatkowo dochodzi stres psychiczny związany z przeżyciami z przeszłości – wielu z nich przyjeżdża z krajów dotkniętych wojną lub kryzysem innego rodzaju. W latach 80-tych przyjeżdżało do austriackiego obozu uchodźców dużo Polaków w poszukiwaniu azylu politycznego i innego lepszego życia. W ostatnich latach przyjeżdżały osoby z dawnych republik radzieckich, Iranu, Afganistanu, Armenii, Albanii, krajów afrykańskich, a teraz głównie z Syrii. W obozie czekają na przyznanie statusu uchodźcy – politycznego, ekonomicznego lub wojennego – i związany z tym azyl. To czekanie jest często bardzo długim procesem, a w międzyczasie nie mają pozwolenia na pracę i środki na utrzymanie są bardzo ograniczone. Wprawdzie mają dostęp do bezpłatnej opieki medycznej, ale boleją z powodu braku zajęć i normalnej codziennej pracy oraz niepewności związanej z procedurami w staraniu się o azyl.

I tu wkracza pomoc „Oazy”. Praktyczne, emocjonalne, duchowe wsparcie, nieocenione i nie do podrobienia przez inne ośrodki pomocy socjalnej, bo prowadzone przez samego Ducha Świętego, który pokrzepia, uzdrawia i wzmacnia słabych i potrzebujących. Jego moc i miłość są odczuwalne i widzialne również poprzez posługę Jego Dzieci – misjonarze spędzają mnóstwo czasu wśród uchodźców i na modlitwie. To jest właściwie praca nieustanna i trzeba czasem na siłę przestać i zdystansować się na odpoczynek. Uchodźcy są zapraszani na różnego rodzaju spotkania, które odbywają się regularnie. Jest tzw. „Clothing Room” czyli wydawanie odzieży dla kobiet, dzieci i mężczyzn (odzież pochodzi z darów) przez kilka godzin na każda grupę. Jest spotkanie dla kobiet przy herbacie, kawie i smakołykach, powiązane z modlitwą i rozmową na ważne dla nich tematy. Odbywa się też spotkanie pod nazwa „Coffee Bar”, na które przychodzą głównie mężczyźni. Prowadzony jest również Klub dla Dzieci i kursy języka niemieckiego i angielskiego.

Jednak najważniejsze spotkanie to głoszenie Słowa Bożego,wyjaśnianie Ewangelii, głównie przy pomocy filmu „Jezus” w różnych językach i wręczaniu Pisma Świętego chętnym osobom. Później prowadzenie studium biblijnego dla zainteresowanych, aby pogłębiali swoje nowe życie z Jezusem. To jest główny cel misji „Oaza”, bo przecież to tylko Jezus może tak naprawdę zmienić życie tych ludzi i napełnić ich nadzieją i siłą. Większość z nich słyszy Ewangelię po raz pierwszy w życiu – w swoim kraju nie mieliby takiej możliwości lub była by bardzo ograniczona. Ich serca są bardzo otwarte, bo znajdują się na rozdrożu, ale jednocześnie długo przypatrują się chrześcijanom i obserwują ich zachowanie – przecież po miłości poznaje się prawdziwych uczniów Chrystusa i uchodźcy tak bardzo potrzebują być kochani, zrozumiani i traktowani z godnością. Dziwią się, dlaczego jesteśmy tacy „dobrzy”, więc mówimy, że to Jezus nas zmienił i w nas działa. To jest najlepsze, co można powiedzieć – kochamy, bo Jezus pokochał nas, a my tą miłość przekazujemy. Dlatego nawet zatwardziały muzułmanin chce tego Jezusa poznać osobiście. Misjonarze dzielą się swoimi świadectwami, jak Bóg zmienił ich życie – nie udają perfekcyjnych, lepszych od innych „pomników świętości”, dlatego są wiarygodni i docierają do serc.

W środowisku tak międzynarodowym i międzykulturowym trzeba bacznie obserwować i być wrażliwym na drobiazgi, żeby jak najlepiej dotrzeć z ewangelią i pomocą do uchodźców. To jest bardzo trudne zadanie, ale Bóg daje dużo mądrości i przechodzi się również różne szkolenia odnośnie tego, jak poruszać się w danej kulturze i jak rozumieć ją właściwie. Nie można używać żargonu typowo chrześcijańskiego niezrozumiałego dla wielu, trzeba upraszczać przekaz jak najbardziej, czynić go zrozumiałym w kulturowym kontekście. A jednocześnie być sobą i bardzo mocno trwać przy Bogu, być kierowanym przez Ducha Świętego, żeby wiedzieć kiedy i komu pomóc, a komu odmówić, bo dzień ma ograniczoną ilość godzin…a wytrzymałość psychiczna i emocjonalna też może zostać przeciążona. Wsłuchując się w opowieści o ogromie ludzkiego cierpienia każdego uchodźcy z osobna, można płakać godzinami…a w ostateczności trzeba to oddać Bogu do „przerobienia” i nie trzymać takich brzemion na sobie.

W sumie najbardziej otwarci na ewangelię byli podczas mojej służby w „Oazie” Irańczycy. Są niezwykle szlachetnymi ludźmi o wielkich sercach, a islam, który został dawno temu im narzucony – nie jest bliski ich kulturze i odczuwaniu. Bardzo chętnie chłonęli Prawdę Ewangelii, czując, że właśnie tego szukali. Ich język – perski – jest pięknym językiem, trochę jak z bajek o orientalnych księżniczkach (zresztą patrząc na te piękne twarze kobiet irańskich miałam tym bardziej takie wrażenie), a Ewangelia w ich ustach brzmi w pełni mocy i prawdy. Niezwykłe jest to, że tak wielu Irańczyków stało się w Austrii uczniami Chrystusa, że trzeba było pomóc im założyć irański kościół w Wiedniu, prowadząc studium biblijne i grupy domowe, kształcąc irańskich liderów i pastorów. To był projekt również prowadzony przez „Oazę” w czasie mojego tam pobytu. Teraz kościół irańskich wierzących w Austrii działa prężnie i wzrasta w siłę. Bóg zaplanował wspaniałą alternatywę dla takiego kościoła, który w Iranie miałby marne szanse na przeżycie!

W podobny sposób powstają nowe społeczności wierzących z różnych krajów w Austrii – najpierw „Oaza”, potem dalszy rozwój już na zewnątrz – jeśli zostanie przyznany azyl w Austrii. Jeśli nie – tacy nowi wierzący wracają czasem do swojego kraju, już tam angażując się w założenie społeczności chrześcijańskiej lub po prostu w czystą ewangelizację rodaków.

Podczas mojej służby miałam okazję być tłumaczem z rosyjskiego i na rosyjski – i to zarówno z angielskiego jak i z niemieckiego. Bardzo wyczerpująca umysłowo praca, ale też niesamowicie ciekawa i fascynująca. Pomagałam w spotkaniach wszelkiego rodzaju, a potem ograniczyłam się do spotkań dla kobiet, ewangelizacji i spotkań modlitewnych. Miałam okazję również uczyć uchodźców angielskiego (bardzo ciekawie uczyło się Ormian, którzy są inteligentni i zdolni) przy pomocy języka rosyjskiego :-) Zaprzyjaźniłam się również z pewną starszą Ormianką, która po latach stała się dla mnie jak najbliższa rodzina! Była ona prześladowana przez własnego syna, co odbiło się bardzo na jej zdrowiu emocjonalnym i psychicznym, ale po jakimś czasie modlitw i starań ulepszenia jej życia, można było dostrzec wielką zmianę na lepsze. Jako Ormianka, była nominalną chrześcijanką prawosławną bez głębszej znajomości Boga. Dopiero w „Oazie” spotkała Jezusa i narodziła się na nowo. Jej rany na sercu i duszy zostały zupełnie uzdrowione. Walka o zapewnienie jej godnego życia w Austrii trwała długo, ale Bóg dał ostateczne zwycięstwo poprzez możliwość przyznania wizy humanitarnej. Teraz jest spokojna i nie boi się, że będzie musiała wrócić do ojczyzny, z której musiała uciekać, aby chronić życie. Diabeł chciał zniszczyć tą mądrą i dobrą kobietę, a Bóg miał cudowny plan ratunku.

Mogłabym opowiadać wiele historii ludzi, którzy znaleźli duchowe i emocjonalne wytchnienie w progach „Oazy”. Było ich tysiące. Większość z nich oddała życie Bogu i spotkali się również z prześladowaniem z tego powodu już w samym obozie. Niektórzy tej decyzji nie podjęli, ale to, co usłyszeli zostanie w nich i będzie działać w ich sercach i umysłach. Dla mnie praca wśród uchodźców była i jest jednym z najpiękniejszych okresów mojego życia. Nie tylko dawałam, ale byłam obdarowywana – zaufaniem, uśmiechem, wdzięcznością i miłością. Uczyłam się od ludzi innych kultur innego spojrzenia na wiele spraw, uczyłam się ciągle nowej wdzięczności za to, co miałam i czym mogłam służyć. Uczyłam się cierpliwości, wyrozumiałości i coraz większej miłości dla ludzi z najróżniejszych dróg życia. Nie da się tego doświadczenia z niczym porównać – oglądanie ciągle nowych ludzi przychodzących do Bożego Królestwa jest piękne i najpiękniejsze, co można sobie wyobrazić.I mam nadzieję, że kiedyś w Niebie, widząc wielki tłum uwielbiający Boga, będę mogła te wszystkie twarze rozpoznać i cichutko powiedzieć „znamy się z Oazy, prawda?” i przytulić braci i siostry z wielu narodów. Tak wyobrażam sobie Niebo.

Autorka: Beata Matłoka Goleniewska, zaangażowana w służbę misyjną od 1994 r. Szkolenia misyjne i wieloletnia współpraca z organizacją „Youth with a Mission” („ Młodzież z Misją”) w Krakowie, Austrii, Australii, Indiach, Belgii i Czeskiej Republice. Od 2005 służba wśród uchodźców w chrześcijańskiej organizacji misyjnej „International Teams” w Austrii. Wolontariusz w Radiu Chrześcijanin.

pokaż więcej

Podobne wiadomości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button